Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/263

Ta strona została skorygowana.

Ale Wiktor wyprostował się dumnie, jak gdyby szukając chluby w przedwcześnie dojrzałej męzkości.
— A toż po co? Albo to ona nie jest moją żoną?
Nie widząc innego ratunku, Eulalia śmiać się zaczęła, aby obrócić w żart ohydną tę prawdę. W głosie jej przebijało się tkliwe uwielbienie.
— Oho! co prawda, gdybym miała córkę, nigdybym jej nie zostawiła pod opieką tego chłopaka... To prawdziwy mężczyzna!
Pani Karolina drżała jak liść. Tak potworna rzeczywistość przejmowała ją wstrętem niewypowiedzianym. Jakto, więc dwunastoletni ten chłopak, wyrodek prawdziwy, żyje z tą czterdziestoletnią, schorowaną kobietą?... oboje oddają się rozpuście na cuchnącym barłogu, wpośród łachmanów i brudu?... Cóż straszniejszego nad nędzę?... wszystko ona niszczy i wszędzie szerzy zepsucie!
Rzuciwszy im dwadzieścia franków, uciekła jak najszybciej do mieszkania Méchainowej, chcąc coś postanowić i porozumieć się z nią ostatecznie. Na widok takiego upadku, przyszedł jej nagle na myśl „Dom pracy“: nie jest-że to zakład utworzony dla takich właśnie istot wykolejonych, dla podjętych z rynsztoka dzieci, które starano się odrodzić fizycznie i moralnie za pomocą środków hygienicznych, oraz nauki pożytecznych rzemiosł? Tak, należało jak najprędzej wyrwać Wiktora