— A zatem pani mi zapłaci resztę za pół roku? Czy tak? W przeciwnym razie będę musiała udać się do pana Saccarda.
Pożegnanie Wiktora ze starą opiekunką nie było zbyt czułem: ona pocałowała go w głowę, on myślał o tem tylko, aby jak najprędzej usiąść w powozie. Przytem Méchainowa wyłajana przez Buscha za to, że zgodziła się przyjąć zaliczkę na rachunek, przeżuwała głucho żal, jakiego doznawała, widząc, że zakładnik z rąk jej się wymyka.
— Mam nadzieję, że pani postąpi ze mną uczciwie — mówiła jeszcze — bo inaczaj mogłaby pani gorzko tego pożałować.
W drodze do „Domu praoy“ położonego przy bulwarze Bineau, pani Karolina nie mogła wyciągnąć z Wiktora nic, prócz kilku wyrazów bez związku. Chłopak pożądliwym wzrokiem pożerał drogę, szerokie aleje, przechodniów i wspaniałe domy. Nie umiał on wcale pisać, zaledwie czytał trochę, gdyż zwykle uciekał ze szkoły i włóczył się po wałach miejskich. W twarzy tego przedwcześnie dojrzałego dziecka odbijały się niepohamowane żądze i gwałtowna chęć użycia, zwiększone nędzą oraz ohydnemi przykładami wśród których wzrastał. Na bulwarze Bineau żywszy, dziki blask zapałał w jego oczach, gdy wysiadłszy z dorożki, przechodził przez główny dziedziniec, po obu stronach którego stały budynki, stanowiące na prawo pomieszczenie chłopców, na lewo zaś — dziewcząt. Wzrok jego
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/273
Ta strona została skorygowana.