operuje tylko na gotówkę, zadawalniając się dwunastoma frankami zysku, żadna więc katastrofa spotkać nie może takiej gry skromnej i bezpiecznej. Po wyjściu za mąż Marceli, siostra proponowała mu, aby się przeniósł do nich, gdyż mają za obszerne dla siebie mieszkanie, ale kapitan odmówił, usprawiedliwiając się, że ma swoje przyzwyczajenia i nadewszystko ceni swobodę; zajmował więc w głębi ogrodu przy ulicy Nollet jeden pokój, do którego raz po raz wsuwały się różne postacie kobiece. Wszystkie jego zyski rozchodziły się na ciastka i cukierki dla przyjaciółek. Przy każdej sposobności przestrzegał on szwagra, aby zaniechał gry i raczej rozkoszy życia używał, a gdy rozgniewany Maugendre zapytywał: „A ty?“ — kapitan prostował się dumnie, mówiąc: „O! ja to co innego! ja nie mam piętnastu tysięcy franków rocznej renty!“ Kapitan utrzymywał, że grywa dlatego tylko, iż skąpy rząd żałuje starym weteranom rozkoszy w starości. Najpoważniejszy jego argument przeciwko grze polegał na matematycznem obliczeniu, iż gracz zawsze przegrywa: wygrawszy, musi odliczyć kurtaż i stempel, przegrawszy zaś, ponosi też same ciężary; skutkiem czego gdyby nawet zysk równoważył stratę, gracz wydaje zawsze z własnej kieszeni na kurtaż i stempel. Podatki te na giełdzie paryzkiej tworzą rocznie kapitał osiemdziesięciu tysięcy milionów. Z najwyższem oburzeniem powstawał zawsze na olbrzymi ten
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/331
Ta strona została skorygowana.