wąsikami i ze stanowczym, pełnym energii wyrazem twarzy.
Jordan, syn marsylskiego bankiera, który odebrał sobie życie wskutek nieszczęśliwych spekulacyj, już od lat dziesięciu tułał się na bruku paryskim, uprawiając literaturę i dość szczęśliwie walcząc z nędzą. Jeden z jego krewnych mieszkający w Plassans a dawny znajomy rodziny Saccarda, polecił go Saccardowi wtedy jeszcze, gdy ten gromadził cały Paryż w swoim pałacu w parku Monceaux.
— O nie! ja nigdy nie bywam na giełdzie! — odparł młody człowiek z tragicznym ruchem ręki, jak gdyby chciał odegnać z myśli wspomnienie śmierci ojca. — Wiadomo panu zapewne, żem się ożenił — dorzucił z uśmiechem po chwili milczenia. — Wybrałem dawną przyjaciółkę mych lat dziecinnych. Daliśmy sobie słowo wtedy jeszcze, gdy byłem bogatym a ona uparła się potem, że wyjdzie za takiego biedaka, jakim się stałem obecnie.
— Wiem o tem — odrzekł Saccard. — Przysłałeś mi pan przecież zaproszenie na ślub. Ale nie wiem czy panu wiadomo, że miałem niegdyś stosunki handlowe z pańskim teściem, panem Maugendre, za czasów gdy posiadał fabrykę płótna w la Villette. Przypuszczam, że musiał na niej zrobić ładny mająteczek.
Na ławce; w pobliżu której rozmawiali, siedział niski jakiś i krępy mężczyzna, wyglądający na wojskowego. Jordan, który poprzednio z nim
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/34
Ta strona została skorygowana.