Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/340

Ta strona została skorygowana.

ło się z mętnych głębin błota, w którem namiętność do gry pogrążała je nieustannie. Baronowa nie uniosła się jednak gniewem, odparła tylko spokojnym lecz ostrym tonem:
— Za kogóż mnie pan bierzesz, panie Jantrou? Oszalałeś pan chyba... Nie! nie jestem kochanką Saccarda, bo zostać nią nie chciałam!
Jantrou skłonił jej się głęboko z wytwornością wykształconego literata.
— Ha! w takim razie pozwolę sobie powiedzieć, że pani uczyniłaś źle, bardzo źle!... Wierzaj mi pani, że to się da naprawić, nie należy na drugi raz opuszczać takiej sposobności. O ile mi wiadomo, uganiasz się pani bezustannie za różnemi wiadomościami, które dałoby się znaleźć bez trudu pod poduszką Saccarda... Tak! tak! gniazdko urządzi się prędko i będzie pani mogła wsunąć w nie swoje śliczne paluszki!
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, baronowa roześmiała się, niby uczyniwszy postanowienie niezważania na jego cynizm. Żegnając ją, Jantrou poczuł, że miała rękę jak lód zimną. Czyżby ta zalotna kobieta, której purpurowe usta zdradzały zmysłowość, zadowolnić się mogła li tylko przymusowym stosunkiem z kościstym i zużytym Delcambrem?
Minął już miesiąc czerwiec, w połowie którego Włochy wypowiedziały wojnę Austryi. Jednocześnie znów Prusy w przeciągu dwóch tygodni zaledwie, idąc szalonym marszem, zagarnęły Ha-