cym uczynku kradzieży, oburzyła ją niewypowiedzianie.
— Nic ci się nie należy i nie dostaniesz ani grosza! Wiem od pana, co uczyniłeś. Pan zabronił mi dopomódz ci w czemkolwiek.
Usłyszawszy taką odpowiedź, Karol przysunął się groźnie.
— Ach! pan tak powiedział!... Domyślałem się tego, ale pan źle zrobił, bo zobaczymy, kto na swojem postawi.. Nie jestem ja taki głupi, jak się zdaje i oddawna już wiem, że pani jest kochanką...
Pani Karolina zaczerwieniła się z gniewu i zerwała się z miejsca, chcąc go wypędzić. Ale on, nie tracąc czasu, mówił coraz głośniej.
— A może pani chciałaby wiedzieć, gdzie też pan bywa między czwartą a szóstą, dwa lub trzy razy na tydzień, jeżeli jest pewien, że tę osobę zastanie samą.
Twarz pani Karoliny pokryła się trupią bladością... wszystka krew zbiegła jej do serca. Groźnie podniosła rękę, jak gdyby chcąc wepchnąć mu w gardło tę wiadomość, której tak starannie unikała już od dwóch miesięcy.
— Milcz!
Ale on krzyczał coraz głośniej:
— To pani baronowa Sandorff... pan Delcambre ją utrzymuje i wynajął dla niej mieszkanie na parterze przy ulicy Caumartin... tuż koło rogu ulicy świętego Mikołaja... w tym samym domu
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/371
Ta strona została skorygowana.