które zagłuszyć usiłowała. Zmuszała się ona do spokoju, do wiary w uczciwą działalność Banku powszechnego; przez zaślepienie miłości stała się wspólniczką tego, co przed nią ukrywano, o czem nie starała się dowiedzieć. Teraz więc czyniła samej sobie gorzkie wyrzuty za list pełen spokoju, jaki napisała do brata po ostatniem zebraniu ogólnem. Odkąd pod wpływem zazdrości oczy jej i uszy na nowo się otwarły, widziała i rozumiała, ze coraz więcej rzeczy dzieje się bezprawnie: tak naprzykład rachunek Sabatiniego zwiększał się ciągle, towarzystwo spekulowało coraz więcej pod pokrywką cudzych nazwisk, nie wspominając już o owych szumnych a kłamliwych reklamach, o owych podstawach z piasku i z błota, na jakich wznoszono olbrzymi dom, którego szybkie powodzenie przejmowało ją raczej obawą niż radością. Największego niepokoju nabawiał ją ów niepohamowany pośpiech, owa szalona szybkość, z jaką Bank powszechny — niby maszyna przeładowana węglem — pędził naprzód, wciąż naprzód, nie bacząc, że może nastąpić uderzenie, po którem wszystko przepadnie i w powietrze wyleci. Nie była to naiwna, ograniczona kobieta, która dałaby się oszukać; nie znając nawet technicznej strony operacyj bankowych, zdawała sobie jasno sprawę z pobudek tego pośpiechu, tej gorączkowej działalności, mającej na celu odurzenie tłumów i porwanie ich w iście epidemiczny szał tańca milionów. Dzień
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/384
Ta strona została skorygowana.