Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/388

Ta strona została przepisana.

gnąć. Dając taki dowód odwagi, postąpi uczciwie i wszystkim korzyść przyniesie.
Ale badanie to wzbudzało w niej wstręt instynktowny, usiłowała zatem nadać inny obrót rozmowie:
— Nie zwróciłam panu dotąd owych dwóch tysięcy franków — rzekła. — Czyż nie gniewasz się pan na mnie, że tak długo każę panu czekać?
Maksym lekceważąco machnął ręką na znak, że niewiele mu na tem zależy. Potem zagadnął nagle:
— Ale... a cóż porabia ten potwór?... ten mój braciszek?
— Doprowadza mnie do rozpaczy i dlatego nic dotąd nie powiedziałam pańskiemu ojcu — odrzekła pani Karolina. — Z całego serca pragnęłabym poprawić nieszczęśliwe to dziecko, aby można je było pokochać.
Maksym wybuchnął głośnym śmiechem i nie zważając na pytające spojrzenie pani Karoliny, zawołał:
— Dalibóg! zdaje mi się, że niepotrzebnie zadajesz sobie pani tyle pracy, której mój ojciec ocenić nawet nie potrafi. On widział już tyle brudów rodzinnych!
Pani Karolina nie spuszczała oka z tego człowieka, tak niewzruszenie spokojnego w egoistycznem używaniu życia, tak bezwzględnie rozczarowanego do wszelkich związków, nie wyłączając tych nawet, które stanowią źródło rozko-