Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/389

Ta strona została przepisana.

szy. Maksym uśmiechnął się, lubując się w duszy złośliwością ukrytą w ostatnich swoich słowach. Pani Karolina czuła, że dotyka tajemnicy obu tych ludzi.
— Jak dawno straciłeś pan matkę? — spytała.
— O! bardzo dawno, nie pamiętam jej prawie... Byłem podówczas w szkołach w Plassans, gdy ona umarła tutaj, w Paryżu... Wuj nasz, doktór Pascal, zabrał do siebie moją siostrę Klotyldę, którą od tej pory raz tylko widziałem.
— Ale ojciec pana ożenił się powtórnie?
Maksym zawahał się chwilę Oczy jego jasne i bezmyślne zamigotały dziwnym blaskiem.
— Tak, ożenił się powtórnie z córką prawnika, panną Ireną Béraud de Châtel, która była dla mnie nie matką ale prawdziwą przyjaciółką.
Zamilkł znowu, potem przysuwając się do niej poufale, dodał:
— Widzi pani, trzeba rozumieć dobrze mego ojca. Doprawdy, nie jest on gorszym od innych; pieniądz kocha nadewszystko, więcej od żony, od dzieci, od wszystkiego i wszystkich, co go otaczają. O! nie wiem, czy pani rozumie myśl moją? Nie utrzymuję, aby ojciec kochał się w pieniądzach jak sknera, który zbiera stosy złota po to jedynie, aby napełniać niem kufry. Jeżeli przez całe życie ubiegał się za pieniędzmi, jeżeli gotów je czerpać z najbrudniejszego źródła, to dlatego, aby one dalej z rąk jego płynęły, aby mógł opływać w dostatki, doznać wszelkich upojeń,