Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/39

Ta strona została przepisana.

dzięki swemu uniwersyteckiemu wykształceniu i znajomości świata może dojść do wysokiego stanowiska w administracyi. Saccard słuchał w milczeniu, potakując skinieniem głowy. Szli zwolna chodnikiem ku ulicy Brongniart, gdy uwagę ich zwróciła ciemna bardzo wykwintna kareta. Koń w ślicznym zaprzęgu stał zwrócony ku ulicy Montmartre. Na koźle siedział woźnica nieruchomy jak posąg z kamienia wykuty. Zbliżywszy się, spostrzegli, że przez okno karety wychyliła się dwukrotnie głowa kobiety i natychmiast znikła. Nagle wychyliła się ona raz jeszcze i zapominając o względach ostrożności, długo i niecierpliwie patrzyła po za siebie w stronę giełdy.
— Co to? baronowa Sandorff? mruknął Saccard. Była to bardzo oryginalna głowa brunetki z oczyma czarnemi, płonącemi ogniem pod zmęczoną powieką. Wyrazistą, namiętną jej twarz o krwisto czerwonych wargach szpecił tylko nos nieco za długi. Wydawała się bardzo ładną, chociaż mając dwadzieścia pięć lat wyglądała trochę starzej, bo pozory bachantki wystrojonej przez najpierwsze modniarki paryskie nadawały jej przedwczesną dojrzałość.
— Tak, to baronowa — potwierdził Jantrou — Widywałem ją podlotkiem jeszcze w domu jej ojca hrabiego de Ladricourt. O! zapamiętały to był gracz a przytem nieznośnie szorstki w obejściu! Codzień chodziłem do niego po zlecenia i raz o mało mnie nie wybił. Co prawda nie pła-