Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/406

Ta strona została skorygowana.

szłych tryumfów, myśląc w duchu, że odtąd będzie go śledziła bacznie, aby zapobiedz niechybnym szaleństwom. Nie miała jednak siły okazać się dla niego surową.
— Maksym przychodził tutaj w imieniu pani de Jeumont, która się prosi na obiad.
— Ależ pisała do mnie — z niechęcią odrzekł Saccard. — Zapomniałem ci powiedzieć, że spędzę u niej dzisiejszy wieczór... Ach! jak mnie to nuży!... jestem okropnie zmęczony!
I znowu pocałowawszy ją w czoło, wyszedł z pokoju. Ona powróciła do pracy, z łagodnym, pełnym pobłażliwości uśmiechem na ustach. Wszak jest ona tylko przyjaciółką, która się oddaje... Wstydziła się teraz swej zazdrości, jak gdyby uczucie to przynosiło jej większą hańbę, niżeli stosunek z tym człowiekiem. Postanowiła okazać się wyższą nad obawy podziału kochanka, pragnęła wyzwolić się od egoizmu miłości cielesnej. Należyć do niego... wiedzieć, że on do innych należy — są to sprawy żadnej wagi nie mające... A przecież kochała go wszystkiemi siłami swego serca mężnego i litościwego. Ostateczny to był tryumf miłości, gdy Saccard — ten rozbójnik bulwarów finansowych — pozyskał tak gorące przywiązanie szlachetnej tej kobiety za to jedynie, że był czynnym i śmiałym, że tworzył świat nowy i życie budził naokół.