zaniepokojony Saccard przybiegnie natychmiast. List ten, zaadresowany na ulicę Saint Lazare, wpadł w ręce pani Karoliny, która poznawszy na kopercie charakter pisma Buscha, zadrżała z przerażenia i przez chwilę zastanawiała się nad tem, czy nie lepiejby było, aby sama pobiegła do niego i odwróciła grożące nieszczęście. Potem przyszło jej na myśl, że Busch pisze może w innym interesie. A jeżeli nawet pierwsze przeczucie jej nie myliło, może tak i lepiej będzie, bo cała ta sprawa skończy się wreszcie. Wzburzona, zaniepokojona cieszyła się mimowoli, że ktoś inny zdejmuje z niej ciężar uczynienia tego drażliwego zwierzenia... Ale wieczorem, gdy Saccard w jej obecności otworzył list i spokojnie przebiegł go oczyma pomyślała, że chodzi tu zapewne o jakąś komplikacyę finansową. Pomimo pozornej obojętności, Saccard doznał głębokiego niepokoju i oddech zamarł mu w piersiach na myśl, że wpadł niebacznie w ręce tak ohydnego człowieka. Słowa nie mówiąc, schował list do kieszeni i postanowił stawić się na wezwanie.
Ale dzień mijał za dniem, nadszedł już drugi tydzień listopada a Saccard porwany wirem interesów nie mógł znaleźć czasu na udanie się do kantoru. Teraz właśnie kurs akcyj podniósł się powyżej dwóch tysięcy trzechset franków, Saccard nie posiadał się więc z radości, chociaż czuł, że w miarę podnoszenia się zwyżki przejawia się coraz silniejszy opór na giełdzie. Widocznie
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/470
Ta strona została skorygowana.