ale przedewszystkiem dlatego, aby uniknąć konieczności dzielenia się władzą z tym awanturnikiem, którego szalone skoki wydawały się karkołomnemi, a jednak — wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu — jak gdyby cudem jakim, przynosiły tak dodatnie rezultaty. I Gundermann pełen wzgardy dla namiętnych uniesień, rozmyślnie podniecał w sobie jeszcze flegmatyczność gracza, postępującego według matematycznych obliczeń. Z zimnym i niewzruszonym uporem sprzedawał ciągle pomimo bezustannej zwyżki, tracił przy każdej likwidacyi coraz to znaczniejsze sumy, znosząc te porażki z takim spokojem, jak gdyby pieniądze swoje składał do kasy oszczędności.
Przecisnąwszy się z trudem przez tłum urzędników i remisyerów, przynoszących stosy papierów do podpisania i telegramów handlowych, baronowa weszła wreszcie do gabinetu Gundermanna. Pomimo silnego kataru i kaszlu rozdzierającego mu piersi, bankier siedział już tutaj od szóstej rano, kaszląc i spluwając, upadając ze zmęczenia, ale trwając wiernie na posterunku. Tego dnia właśnie, w przededniu jakiejś pożyczki zagranicznej, do olbrzymiej sali tłoczyły się tłumy więcej niż kiedykolwiek zaaferowanych gości, których przyjmowali dwaj synowie i jeden z zięciów Gundermanna; gdy tymczasem obok małego stoliczka, przy którym siedział bankier, troje jego wnucząt siedziało we framudze okna na ziemi,
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/479
Ta strona została skorygowana.