Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

nieufność w nim wzbudzała, Méchainowa zaś posiadała za wzgórzami Montmartre t. zw. „oité“. Był to obszerny plac, na którym wznosiły się na wpół w ziemię zapadłe rudery wynajmowane przez nią miesięcznie. Niewypłacalnych lokatorów bez litości wyrzucała na bruk z tego cuchnącego chlewu, będącego przytuliskiem najokropniejszej nędzy. Ale nieszczęśliwa namiętność do spekulacyi pochłaniała wszystkie dochody, jakie jej ta posiadłość przynosiła.
Ona także lubowała się w ranach przez pieniądze zadanych, w ruinach, w pożarach, gdzie wpośród dymiącego się zgliszcza znaleźć niekiedy można stopione przez ogień klejnoty. Nieraz z polecenia Buscha mając zasięgnąć jakich wiadomości lub wyrzucić dłużnika z mieszkania, własne swoje pieniądze wydawała na ten cel, który największą sprawiał jej przyjemność. Dowodziła, że jest wdową, lecz nikt nigdy nie znał jej węża. Pochodzenie jej również było niewiadomem, wyglądała zawsze na lat piędziesiąt, nawet piskliwy jakby dziecięcy jej głos nie zmieniał się wcale.
Tego dnia, gdy Méchainowa usiadła na jedynem krześle, zdawało się, że ostatnia ta masa ciała, rzucona w to miejsce, przepełniła, zatkała jakoby maleńki gabinet. Busch stał uwięziony przed biurkiem; tylko kwadratowa jego głowa wychylała się z po za stosów aktów i papierów.