niądz, który osłania i popiera wyzyskiwanie pracy, który pozwala okradać robotnika, redukując jego zarobek do minimalnej płacy, wystarczającej zaledwie na to, aby nie umrzeć z głodu. Czyż może być co okropniejszego nad taką potęgę kapitałów, potęgę, która zwiększa majątek jednostki, tamuje drogę racyonalnemu obiegowi bogactw i sprawia, że rząd panuje wszechwładnie nad rynkiem i produkcyą społeczną?... Oto przyczyna wszystkich anarchij i kryzysów finansowych!... Musimy zgnieść, zniszczyć, zniweczyć potęgę pieniędzy!
Saccard wrzał gniewem. A zatem na przyszszłość nie byłoby już złota! pieniędzy! tych gwiazd, które dotąd przyświecały całemu jego życiu!... Przedstawiał on sobie bogactwo w postaci nowej, jasnością słoneczną błyszczącej monety, płynącej potokami jak ulewa wiosenna, spadającej jak grad, pokrywającej ziemię warstwami srebra lub złota, które przerzucano łopatami, chociażby dlatego jedynie, aby doświadczyć przyjemności wpatrywania się w ich połysk i słuchania ich dźwięku... Czyż podobna, aby ludzie chcieli zniszczyć to, co stanowi jedyną radość, jedyny cel wszystkich walk i życia całego?
— Ależ to myśl szalona, niedorzeczna, niepodobna do urzeczywistnienia!
— Dlaczegóż nazywasz ją pan szaloną, niedorzeczną, niepodobną do urzeczywistnienia? — zapytał Zygmunt, powtarzając z naciskiem słowa
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/513
Ta strona została skorygowana.