franków!... O! wieleby tu się znalazło do zarzucenia, wolę jednak zapłacić bez sporu...
I to mówiąc, położył na stole sześć stofrankowych banknotów.
— Proszę o chwilkę cierpliwości! — zawołał Busch, odsuwając pieniądze. — Nie dałeś mi pan dokończyć. Obecna tu pani Méchainowa jest krewną Oktawii, weksle te do niej należą, ja zaś w jej imieniu upominam się o zapłatę... Nieszczęśliwa Oktawia została kaleką w skutek pańskiej brutalności, potem była bardzo nieszczęśliwą i w najokropniejszej nędzy umarła wreszcie u tej pani, która jej dała u siebie przytułek... Możeby pani zechciała opowiedzieć nam to szczegółowiej? — dodał, zwracając się do Méchainowej.
— Okropne to szczegóły! — cieniutkim głosikiem pisnęła Méchainowa, przerywając wreszcie uporczywe milczenie.
Saccard, który zupełnie był zapomniał o obecności starej kobiety, spojrzał teraz na nią mocno zmieszany. Podejrzane jej rzemiosło dzikiego zwierza, rzucającego się na zdeprecyowane walory, budziło w nim zawsze trwogę i oto teraz z przykrością widział, że ona jest zamieszaną w niemiłą tę historyę.
— Domyślam się, że ta biedaczka nieszczęśliwą miała dolę. Ale skoro już nie żyje, doprawdy, nie widzę co bym mógł... W każdym razie oto sześćset franków...
Busch po raz drugi odsunął pieniądze.
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/525
Ta strona została skorygowana.