Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/531

Ta strona została skorygowana.

siąc akcyj po kursie dwóch tysięcy siedmiuset franków.
Saccard oniemiał z przerażenia wobec tak ohydnej zdrady.
— Jakto? ty sprzedałaś akcye!... o Boże!...
Pani Karolina, zmartwiona szczerze jego rozpaczą, wzięła go za ręce i ściskając je, przypominała, że oboje z bratem uprzedzali go o tem. Jerzy, dotąd jeszcze bawiący w Rzymie, pisywał do niej wciąż listy pełne śmiertelnej obawy o tę szaloną, niewytłómaczoną zwyżkę, którą wszelkiemi siłami należało powstrzymywać dla uniknięcia zupełnego upadku.
— Otrzymałam wczoraj list, w którym Jerzy nalega usilnie, abym sprzedała wszystko. Musiałam zastosować się do jego woli.
Saccard nie unosił się gniewem, jak zwykle; milczał przygnębiony, co tem większą boleść sprawiało pani Karolinie. Wolałaby ona znieść jego niezadowolenie, aby go módz przekonywać i skłonić do zaniechania tej walki, która ostatecznie krwawą rzezią zakończyć się musiała.
— Posłuchaj mnie, mój drogi — przekładała łagodnie. — Nasze trzy tysiące akcyj przyniosły przeszło siedem i pół miliona franków, nie jest-że to zysk olbrzymi, niespodziewany?... Przyznaję, że cała ta masa pieniędzy przeraża mnie, nie mogę uwierzyć, aby one były rzeczywiście naszą własnością... Ale mniejsza zresztą o naszą korzyść osobistą. Zastanówże się chwilę nad lo-