Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/540

Ta strona została przepisana.

mienny filar, który z powodu ustawicznego ocierania się o niego zczerniały był i jakby wytarty na wysokość wzrostu człowieka. Charakterystycznie w istocie odbijał od nagich ścian sali ten pas brudu na drzwiach, murach, na schodach i w sali, czarna ta smuga utworzona z potu wielu pokoleń graczy i złodziei. Wpośród tych murów brudnym pasem objętych, Saccard wytwornie jak wszyscy giełdowcy ubrany, w śnieżnej białości koszuli i w surducie z cienkiego sukna, stał z uprzejmym i pogodnym wyrazem twarzy człowieka, nieznającego trosk żadnych ani kłopotów.
— Czy wiesz pan — odezwał się Moser przyciszonym głosem — że krąży pogłoska, jakoby on podtrzymywał zwyżkę za pomocą olbrzymich zakupów? Jeżeli to prawda, że Bank powszechny gra na własne akcye, to niezadługo runie ze szczętem.
Pillerault żywo temu zaprzeczył.
— Jeszcze jedna plotka!... Albo to można zaręczyć za to, kto sprzedaje a kto kupuje?... Przychodzi on tu dla klientów swojego domu, co jest naturalnem, a zarazem przychodzi i dla siebie, bo przecież grać musi.
Moser nie obstawał dłużej przy swojem zdaniu. Żaden z giełdowców nie ośmielał się wtedy jeszcze wydawać jakiegokolwiek stanowczego sądu o walce prowadzonej przez Saccarda, ani o kupnach, jakie czynił na rachunek towarzystwa pod osłoną urzędników dyrekcyi, oraz Sabatiniego,