W tejże chwili zapukano do drzwi. Busch poprosiła Méchainową, aby wyciągnęła rękę i otworzyła bo do pokoju tego wchodziło się wprost ze schodów. Chcąc dostać się do frontowego pokoju, trzeba było przejść przez gabinet Buscha; kuchnia, zaś — a właściwie ciemna dziura bez powietrza — znajdowała się po drugiej stronie sieni.
— Proszę wejść! — zapraszała Méchainowa.
Saccard stanął na progu. Wszedł on rozśmieszony widokiem mosiężnej tabliczki przybitej na drzwiach a noszącej napis: „Sprawy sporne“, wyryty dużemi czarnemi literami.
— Ach! prawda! — zawołał Busch — pan przychodzi zapewne po to tłómaczenie... Mój brat jest w tamtym pokoju. Proszę, niech pan wejdzie!
Nie łatwe to było zadanie do spełnienia, bo otyła Méchainowa zagradzała przejście, z niewymownem zdziwieniem przyglądając się nowoprzybyłemu. Chcąc przejść, trzeba było manewrować: on cofnął się na schody, ona wyszła do sieni i stanęła tuż pod ścianą, poczem wreszcie Saccard się przecisnął i przedostał do sąsiedniego pokoju. Podczas tej skomplikowanej operacyi nie spuściła z niego oka ani na chwilę.
— Ach! — zawołała wreszcie zadyszana — nigdy dotąd nie widziałam tak z bliska pana Saccarda! Wiktor jest podobny do niego jak dwie krople wody.
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/56
Ta strona została skorygowana.