Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/583

Ta strona została przepisana.

panowie pożegnali się uściśnieniem ręki z uśmiechem tryumfu na ustach.
W godzinę potem, gdy Daigremont — wybierając się na obiad proszony — zaczynał już się ubierać, oznajmiono mu wizytę baronowej Sandorff. Przerażona i zaniepokojona kobieta postanowiła zasięgnąć jego rady. Przez jakiś czas posądzano ją, że jest kochanką Daigremonta, w rzeczywistości jednak nie było między nimi nic, prócz zwykłego przyjaznego stosunku mężczyzny z kobietą. Oboje byli zanadto przebiegli i zbyt dobrze znali się nawzajem, aby dopuścić do oszukiwania się podobnym stosunkiem. Baronowa opowiedziała jednym tchem wszystkie swoje obawy, bytność u Gundermanna i otrzymaną od nie go odpowiedź, nie przyznając się jednak do zdrady, która ją do tego kroku popchnęła. Daigremont śmiał się wesoło, rozmyślnie podniecał jeszcze jej przestrach, udając, że wierzy w to, iż Gundermann mówił prawdę, gdy zapewniał, że nie podtrzymuje zniżki.
— Czy podobna utrzymywać, że cokolwiek jest rzeczą pewną? — dowodził. — Giełda to las prawdziwy, w którym nic nie rozjaśnia ciemnośoi i każdy idzie po omacku. Kto nie kieruje się własnym instynktem, lecz słucha wszystkich głupich i sprzecznych plotek, ten z pewnością rozbije sobie łeb o pierwsze lepsze drzewo.
— A zatem — spytała z niepokojem — nie radzisz mi pan sprzedawać?