Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/586

Ta strona została skorygowana.

się wyprowadzić w pole jak naiwny smarkacz!... Oto są skutki wdawania się z waryatami!
Wieczorem o godzinie ósmej zapanował paniczny strach na małej giełdzie, która operowała podówczas na chodniku bulwaru des Italiens, u wejścia do Opery. Właściwie była tam tylko kulisa, operująca wśród tłumu faktorów, remisyerów i różnych podejrzanych spekulantów. Dokoła włóczyli się ulicznicy, a wpośród nieustannie poruszających się grup pełzali na czworakach chłopcy, zbierający niedopałki cygar. Było to zagradzające przejście chodnikiem uparte stado, które unoszone wciąż i rozbijane falą przechodniów, uparcie znów się skupiało. Tego wieczoru zebrało się tu około dwóch tysięcy osób dzięki sprzyjającej pogodzie, chociaż pochmurne niebo zapowiadało deszcz po długich mrozach. Giełda była bardzo ożywioną; zewsząd ofiarowywano akcye Banku powszechnego; kursy spadały gwałtownie. Niebawem też zaczęły obiegać jakieś wieści, wszystkich ogarnęła obawa. Cóż się to stało?... Półgłosem wymieniano nazwiska przypuszczalnych sprzedawców stosownie do remisyera, który dawał zlecenia lub też kulisyera, który je wykonywał. Skoro wielcy sprzedawali w ten sposób, niewątpliwie zanosić się musiało na jakąś bardzo ważną zmianę. Od ósmej do dziesiątej radzono z ożywieniem, tłoczono się i popychano; wszyscy przezorni spekulanci odwoływali swoje zlecenia a nawet znaleźli się tacy,