— Czyś pan zwaryował, czy co?... Widocznie mieni się panu w oczach, bo wszyscy są zdrowi i weseli.. Poczekajcie, sprawimy wam taką łaźnię, że długo ją popamiętacie!
W rzeczywistości jednak, wpośród ogólnego niepokoju, sala ponuro wyglądała przy zamglonem świetle; odczuwało się to zwłaszcza w przyciszonej wrzawie głosów. Nie słychać tu było dzisiaj gorączkowych wybuchów, jakie rozlegały się w dnie zwyżki; nie widać było niepokoju i ruchu przypominającego huk fal wezbranych i w około szerzących zniszczenie. Nikt nie biegał, nie krzyczał, wszyscy przesuwali się i rozmawiali po cichu, jakby w pokoju chorego. Pomimo wielkiego tłumu i ścisku, w sali rozlegał się tylko przytłumiony szmer szeptem obiegających wieści i rozpaczliwie smutnych pogłosek, jakie każdy powtarzał do ucha najbliższemu sąsiadowi. Wiele osób milczało a śmiertelnie blade ich twarze i rozszerzone źrenice badały rozpaczliwie oblicza innych, pragnąc wyczytać w nich wyrok.
— No cóż, nic pan nie powiesz, panie Salmon? — z ironią zagadnął Pillerault.
— Ba! — mruknął Moser — robi on to, co i drudzy... boi się i dlatego milczy.
W istocie milczenie Salmona nie trwożyło już teraz nikogo, bo wszyscy milczeli obawą i niepokojem przejęci.
Dokoła Saccarda zwłaszcza skupiła się fala klientów drżących z niepewności i łaknących
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/589
Ta strona została skorygowana.