słowa pociechy. Później dopiero zauważono, że Daigremont wcale się tu nie pokazał, zarówno jak Huret, który, uprzedzony zapewne, stał się znowu wiernym służalcem Rougona. Kolb, stojąc na uboczu z kilkoma bankierami, udawał, że jest bardzo zajęty jakimś wielkim arbitrażem. Margrabia de Bohain, wyższy ponad obawę zmiennych kolei losu, przechadzał się spokojnie, zwracając na wszystkie strony blade, arystokratyczne oblicze. Nie lękał się on straty w żadnym razie, polecił bowiem Jacoby’emu kupić tyle akcyj Banku powszechnego, ile ich — także z jego polecenia — Mazaud miał sprzedać. Saccard oblężony przez gromadkę łatwowiernych i naiwnych, okazywał szczególniejszą uprzejmość Sédille’owi i Maugendre’owi, którzy z drżącemi wargami, z oczyma pełnemi łez błagali go jak o jałmużnę o słowo nadziei i zachęty. Serdecznie uścisnął im ręce, pragnąc uściskiem tym wyrazić niezachwianą pewność zwycięztwa, poczem użalać się zaczął nad drobnem, nader błahem zmartwieniem, jak człowiek przywykły do stałej pomyślności i nie lękający się żadnego niebezpieczeństwa.
— Wyobraźcie sobie panowie, jaka mię przykrość dziś spotkała!... Na taki ostry mróz pozostawiono u mnie na dziedzińcu krzak kamelii i zimny wiatr zwarzył delikatną roślinkę...
W mgnieniu oka skarga ta obiegła całą salę, wszyscy ubolewać zaczęli nad losem kamelii... Jakiż to dziwny człowiek ten Saccard!... Co za
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/590
Ta strona została skorygowana.