Saccard postąpił parę kroków, Zygmunt podniósł wreszcie duże zamglone oczy i ze zdziwieniem spojrzał na gościa, chociał znał go dobrze.
— Przyszedłem z prośbą o przetłomaczenie listu — tłómaczył się Saccard.
Zdziwienie młodego człowieka wzrosło jeszcze bardziej; oddawna bowiem odstręczył od siebie wszystkich klientów a mianowicie bankierów, spekulantów, meklerów — cały ten świat giełdowy który z Niemiec i z Anglii zwłaszcza odbiera cyrkularze i ustawy towarzystw w obcych językach pisane.
— Tak, mam list pisany po rusku... Nie zajmę panu dużo czasu... kilka wierszy zaledwie.
Zygmunt wyciągnął rękę. Tłomaczenia z rusyjskiego były jego specyalnością; on jeden gruntownie posiadał ten język z pośród wszystkich tłomaczów z całej dzielnicy, którzy uprawiali głównie niemiecki i angielski. Rzadkość dokumentów w języku ruskim na paryskim bruku była powodem ciągłej jego bezczynności.
Głośno i odrazu przeczytał list po francusku. Była to odpowiedź jakiegoś bankiera z Konstantynopola, który w kilku wyrazach wypowiadał przychylne zdanie o przedstawionej mu sprawie.
— Dziękuję panu! — zawołał Saccard, widocznie bardzo ucieszony.
Poprosił jeszcze Zygmunta o piśmienne przetłomaczenie tych kilku wierszy na odwrotnej
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/63
Ta strona została skorygowana.