Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/660

Ta strona została przepisana.

zapisów na istniejące już instytucye dobroczynne. A zawsze powodowało nią pragnienie wynagrodzenia po królewsku wyrządzonej krzywdy: nie były to suche kawałki chleba przez litość, lub obawę żebrakom rzucane, ale chęć zwrócenia maluczkim, słabym, ze wszelkich rozkoszy życia przez bogaczy tego świata okradzionym — całego zbytku, wszystkiego co dobre i piękne, cząstki należnych im uciech. Księżna otwierała wspaniałe pałace bezdomnym włóczęgom, aby i oni także przyoblekli jedwabne szaty i jadać mogli na złotych półmiskach. Przez lat dziesięć deszcz milionów nieustannie spływał potokami: wznoszono sale jadalne wykładane marmurem, sypialnie jasnemi malowidłami ozdobione, gmachy pięknością swą dorównywające pałacom Luwru; zakładano ogrody pełne rzadkich roślin; dziesięć lat upłynęło nad przeprowadzeniem olbrzymich tych prac i na ciągłych naradach z przedsiębiorcami i z budowniczymi. A prace te do nader dziwnego doprowadziły rezultatu: księżna pozaciągała długi; upominano się u niej o pozostałość z rachunku wynoszącą kilkakroć sto tysięcy franków, których ani rejent, ani pełnomocnik jej zapłacić nie mogli z okruchów olbrzymiej tej fortuny, rozrzucanej w jałmużnach da wszystkie strony świata. Karta przybita ponad bramą zawierała ogłoszenie o wystawieniu pałacu na sprzedaż; licytacya ta miała się stać ostatnim ruchem miotły, wymiata-