jącej ostatnie ślady przeklętych pieniędzy, zebranych w błocie i krwi rozbojów finansowych.
Zofia oczekiwała na górze, aby wprowadzić panią Karolinę do salonu. Stara sługa nie posiadała się z oburzenia i zrzędziła teraz od rana do wieczora: czyliż oddawna nie przepowiadała, że pani jej umrze kiedyś na barłogu? Czy nie lepiej by pani zrobiła, gdyby wyszła po raz drugi za mąż i miała swoje własne dzieci, jeżeli je tak bardzo kocha?... Tak ubolewając, nie powodowała się Zofia żadnemi osobistemi względami, oddawna bowiem miała uzbierany kapitalik, zapewniający jej dwa tysiące franków rocznej renty, z których zamierzała żyć w rodzinnych swoich stronach, w okolicach Angoulême. Ale trzęsła się z gniewu na samą myśl, że pani jej nie pozostało tyle nawet, aby mogła codzień kupić mleka i chleba, co stanowiło obecnie jedyne jej pożywienie. W skutek tego ustawiczne sprzeczki wybuchały między sługą i panią. Z anielskim uśmiechem nadziei, księżna odpowiadała na wszystkie wymówki, że za miesiąc niczego już potrzebować nie będzie prócz całunu: postanowiła bowiem wstąpić do klasztoru, w którym oddawna już zapewniła sobie miejsce... do klasztoru karmelitanek, nie mających żadnej z światem łączności. Tam wreszcie znajdzie niczem niezamącony spokój! Pani Karolina zastała księżnę taką, jaką ją od lat czterech widywała: w czarnej sukni, w czarnym koronkowym czepeczku zakrywającym wło-
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/661
Ta strona została przepisana.