sy, była to pomimo zbliżającego się piątego krzyżyka ładna jeszcze kobieta, z okrągłą twarzą i perłowemi ząbkami, ale ze zwiędniętą i martwą cerą, jak gdyby po dziesięcioletniem zamknięciu w murach klasztornych. W niedużym pokoiku, podobnym do biura prowincyonalnego komornika, leżało mnóstwo porozrzucanych papierów, planów, regestrów,całe stosy aktów stanowiących dowody roztrwonienia trzechset milionów franków!...
— Prosiłam panią do siebie — odezwała się księżna głosem powolnym, łagodnym, niezdradzającym najmniejszego wzruszenia — aby pani udzielić wiadomości, jaką sama dziś rano dopiero otrzymałam... Chodzi tu o Wiktora.. o tego obłopca, którego za staraniem pani przyjęto do Domu pracy.
Serce pani Karoliny ścisnęło się bólem. Nieszczęśliwy dzieciak, którego ojciec pomimo tylokrotnych obietnic ani razu nie odwiedził, chociaż na kilka miesięcy przed uwięzieniem wiedział już o jego istnieniu!... Cóż się z nim stanie teraz?... Nie chciała myśleć o Saccardzie, wciąż jednak powracała do niego — powodowana macierzyńską troskliwością o istotę, nad którą opiekę rozciągnęła.
— Wczorajszego dnia popełniono straszną zbrodnię, na którą żadnego nie ma ratunku — mówiła dalej księżna.
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/662
Ta strona została przepisana.