— Zawsze jest to bardzo nieuczciwie, jeżeli mężczyzna nie chce zapłacić za to, że gubi taką młodą dziewczynę, jaką ja byłam wówczas... Tak, proszę pani, pan Karol okradł mnie jak złodziej; tak mi mówiły wszystkie kobiety, którym to opowiadałam... A zaręczam pani, że warto było zapłacić za to, co miał odemnie!
— Milcz! milcz! — krzyknęła zrozpaczona hrabina, podnosząc obie ręce, jak gdyby zmiażdżyć ją chciała.
Przestraszona Leonia zastawiła się łokciem, instynktownym ruchem dziewek przyzwyczajonych do odbierania policzków. Przez chwilę zapanowała głęboka cisza, wpośród której rozległ się znowu w alkowie szmer jakiś, podobny do przytłumionego łkania.
— Czegóż chcesz ostatecznie? — spytała drżąca hrabina, rozmyślnie zniżając głos.
Wtedy Busch wtrącił znowu.
— Przecież to jasne, proszę pani. Ta dziewczyna chce dostać to, co jej się słusznie należy. Co prawda, nie przesadza ona, mówiąc, że pan hrabia de Beauvilliers postąpił z nią bardzo nieuczciwie. To jest proste oszustwo!
— Nigdy nie zapłacę podobnego długu!
— Ha! w takim razie, wyszedłszy ztąd, wsiądziemy do dorożki i pojedziemy wprost do sądu, gdzie złożę skargę, którą zawczasu już napisałem i którą mam przy sobie... Przytoczyłem w niej
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/672
Ta strona została skorygowana.