przez społeczeństwo, jak wilk żarłoczny... Pośpiesznie zjadłszy śniadanie, pani Karolina kazała sprowadzić dorożkę; przed udaniem się do więzienia Conciergerie, chciała ona wpaść na bulwar Bineau, aby jak najprędzej dowiedzieć się nowych szczegółów. Trawiona gorączką niepokoju, zmieniła jednak w drodze zamiar i postanowiła zwrócić się przedewszystkiem do Maksyma, zaprowadzić go do Domu pracy i zmusić do zajęcia się Wiktorem, który bądź co bądź był jego bratem. Maksym jeden miał pieniądze mógł zatem skutecznie wdać się w tę sprawę.
Ale przybywszy na ulicę de l’Impératrice i wszedłszy do przedpokoju tego małego, lecz wykwintnie urządzonego pałacyku, pani Karolina w oka mgnieniu ochłonęła z zapału. Tapicerzy zdejmowali portyery i dywany, lokaje przykrywali pokrowcami meble i żyrandole, ze wszystkich kosztownych cacek stojących w nieładzie na etażerkach unosiła się woń jakaś niknąca, lekka a przejmująca, niby zapach bukietu rzuconego nazajutrz po balu. W głębi mieszkania dopiero, w sypialnym pokoju zastała ona Maksyma stojąjącego przy dwóch olbrzymich kufrach, w które kamerdyner układał mnóstwo sprzęcików, tak kosztownych i artystycznych, jak gdyby stanowiły część wyprawy panny młodej.
Spostrzegłszy panią Karolinę, on pierwszy rozpoczął rozmowę oschłym i bardzo chłodnym tonem:
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/681
Ta strona została przepisana.