Saccard odpowiadał rozlicznemi wymarzonemi teoryami: postępował on tak, jak postępuje każdy dyrektor banku z tą jedynie różnicą, że ufając swej sile, zakreślał szersze granice projektowanej działalności. W całym Paryżu nie było ani jednego naczelnika najsolidniejszej nawet instytucyi, który nie powinien podzielać jego losu, gdyby wymiar sprawiedliwości rządził się w istocie zasadami logiki... On stał się kozłem ofiarnym za nadużycia, które wszyscy bez wyjątku popełniają... Z drugiej znowu strony, w jakże dziwny sposób pojmowano odpowiedzialność! Dlaczego władza prokuratorska nie oskarżyła także Daigremonta, Hureta, margrabiego de Bohain i innych członków rady zarządu, którzy na równi z nim zawinili w całej tej robocie, a każdy z których oprócz pięćdziesięciu tysięcy franków za znaczki obecności, pobierał nadto 10% czystego zysku? Dlaczegóż tyle nadużyć uszło bezkarnie Lavignière’owi i innym, którym wystarczało do obrony przyznanie się do nieobecności, oraz zapewnienie, że działali w dobrej wierze? Nie ulegało wątpliwości, że prowadzenie tego procesu będzie krzyczącą niesprawiedliwością, chociaż musiano usunąć skargę Buscha o oszustwo, jako podającą fakty niestwierdzoce dowodami, a raport przez eksperta złożony od pierwszego rzutu oka uznano za pełen błędów. Dlaczegóż zatem z urzędu ogłoszono upadłość na podstawie tych dwóch właśnie dokumentów, jeżeli ani jeden grosz
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/696
Ta strona została przepisana.