zmusić więcej ludzi do żebrania o kawałek chleba!
Saccard znów biegać zaczął po celi. Wysłuchawszy zarzutów pani Karoliny, lekceważąco wzruszył ramionami:
— Czyż w życiu podobna zważać na takie drobiazgi? Człowiek za każdem stąpnięciem zabija i depce tysiące istot!
Długie milczenie zapanowało. Pani Karolina śledziła wzrokiem Saccarda a chłód jakiś serce jej ogarnął. Jakimże jest w gruncie ten człowiek? Łotr-że to czy bohater?... Dreszcz ją przejmował, gdy zadawała sobie pytanie, jakie myśli pokonanego i na przymusową bezczynność skazanego wodza snuć mu się musiały po głowie, podczas półrocznego zamknięcia w tej celi. Teraz dopiero rozejrzała się ona dokoła: cztery nagie ściany, żelazne łóżko, sosnowy stół i dwa wyplatane krzesła — oto wszystko, co posiadał dziś ten człowiek, przyzwyczajony do zbytku i przepychu!
Nagle Saccard osunął się na krzesło bezsilny, jak gdyby nogi odmówiły mu posłuszeństwa i długo mówił półgłosem, wiedziony nieprzepartą potrzebą uczynienia spowiedzi:
— Gundermann miał słuszność... gorączkowanie się na giełdzie do niczego nie doprowadza... Ach! jakiż on szczęśliwy, że nie czuje w sobie ani krwi, ani nerwów, że stracił pociąg do kobiet i nie ma ochoty wypić chociażby jedną butelkę
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/700
Ta strona została przepisana.