Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/721

Ta strona została przepisana.

nie znalazłszy żadnego lekarza, wracal zdyszany i niepokojem dręczony; w ślad za nim wtoczyła się Méchainowa tłomacząc, że nie zdążyła dotąd przyrządzić ziółek, gdyż garnek z wodą się przewrócił. Rzuciwszy okiem na łóżko. Busch spostrzegł, że ukochany brat jego leży na wznak, sztywny, z otwartemi ustami i oczyma, których już nie przysłaniamy powieki. W jednej chwili zrozumiał on wszystko i ryknął przeraźliwie jak zwierzę na rzeź wydane. Jednym skokiem rzucił się na ciało i podniósł je silnemi ramionami, jak gdyby chcąc weń znowu tchnąć życie. Okrutny ten zjadacz złota, który nie wahałby się zabić człowieka dla zyskania kilkunastu centymów, który przez lat tyle wygarniał błoto z rynsztoków paryzkich, rozpaczał teraz, wydając straszne, nieludzkie ryki boleści. O Boże!... Wszak to najukochańsze jego dziecię!... Wszak on je pieścił i jak matka do snu układał!... Więc na zawsze już, na zawsze tracić je musi!... I w przystępie szalonej rozpaczy, porwał papiery porozrzucane po łóżku, darł je, deptał nogami, jak gdyby chciał zniszczyć ostatni ślad tej pracy, która mu brata wydarła.
Bezgraniczne rozrzewnienie ogarnęło znów panią Karolinę. Wobec nieszczęścia tego człowieka zapomniała o wszystkiem, czuła dla niego tylko litość iście anielską. Zdawało jej się tylko, że raz już krzyk podobny słyszała. Tak! raz już taki krzyk rozpaczy przeniknął ją grozą! Gdzież