się z każdą chwilą i wciąż powracającej. To bez wątpienia piękna śmierć tego marzyciela, — który w ostatniej życia minucie wierzył jeszcze w miłość i sprawiedliwość — rozrzewniła ją tak głęboko, przypominając jej własne marzenia o szczęściu ludzkości, uwolnionej z pod ohydnego jarzma pieniędzy!... A może też uczucie to rozniecił w jej sercu ów dziki ryk boleści, widok bezbrzeżnej rozpaczy człowieka, który jej się dotychczas wydawał zimnym jak głaz, niezdolnym do ronienia łez bólu!... O nie!... wychodząc z tego domu nie uniosła ona pocieszającego wrażenia, jakie wobec najsroższej nawet niedoli, sprawia zawsze widok dobroci ludzkiej!... wyniosła raczej ztamtąd ostateczną utratę wszystkich nadziei, wyniosła świadomość, że potwór ten bez wędzidła w świat puszczony, rozszerzać będzie naokół zaród zgnilizny, od której ziemia nigdy wolną nie będzie!... Czemuż zatem radość ogarnia jej serce budząc je znów do życia?
Doszedłszy do bulwarów, pani Karolina skręciła na lewo i zwolniła nieco kroku, bo w miejscu tem panował ruch wielki. Przez chwilę zatrzymała się ona przy małym wózku pełnym bukietów bzu i lewkonij, silny zapach których owionął ją rozkosznem tchnieniem wiosny. Gdy poszła dalej, fala radości coraz silniej wzbierała w jej sercu, niby tryskające źródło, pęd którego napróżno wszystkiemi siłami wstrzymać usiłowała. Zrozumiała wszystko!... O nie! straszne te
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/723
Ta strona została przepisana.