pana Rastoil, orzeźwiając widokiem kaskady w jego ogrodzie. Takie stronienie i trzymanie się na uboczu było bardzo dziwne i Mouret stanowczo nabrał przekonania, iż ksiądz Faujas jest człowiekiem, którego strzedz się należy.
Wróciwszy do domu szybko, pobiegł do ogrodu i spojrzał ku oknom drugiego piętra. Po chwili dostrzegł, iż firanka przy oknie na prawo lekko się poruszyła. Na pewno więc ksiądz Faujas podglądał ztamtąd osoby, znajdujące się w ogrodzie pana Rastoil. Po nieznacznych, ostrożnych poruszeniach firanki, Mouret wnosił, iż lokator z drugiego piętra, podpatruje zarazem i ogród podprefektury.
Gdy Mouret wychodził z domu nazajutrz, to jest w środę, Róża szepnęła mu tajemniczo, iż ksiądz Bourette jest na drugiem piętrze już przynajmniej od godziny. Zawrócił więc do stołowego pokoju i zaczął czegoś szukać. Na zapytanie dziwiącej się temu Marty, odpowiedział z niecierpliwością, że nie może znaleźć bardzo ważnego papieru, który mu jest koniecznie dziś potrzebny. Niby przypomniawszy sobie, iż zapewne zostawił go na górze w sypialnym pokoju, poszedł tam i zaczął pilnie nadsłuchiwać tego, co się działo o piętro wyżej, w mieszkaniu księdza Faujas. Posłyszawszy usuwanie krzeseł, domyślił się, że księża się żegnają, zeszedł więc wolno na dół, miarkując tak, aby w sieni mógł spotkać księdza Bourette.
Ujrzawszy go, zawołał, udając zdziwienie.
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/109
Ta strona została skorygowana.