Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/111

Ta strona została przepisana.

człowiek, umysł wyższy, który zczasem zabłyśnie w naszej dyecezyi...
Domawiając tych słów, Mouret zatrzymał się i spojrzał badawczo w twarz swego towarzysza. Lecz ten, rozejrzawszy się spokojnie po placu podprefektury, na którym właśnie przystanęli, odrzekł nieco zadziwiony:
— Naprawdę?... i któż to panu mówił?
— Kilka osób zapewniało mnie o tem... Twierdzono przytem, iż nasz biskup ma już plan ułożony co do dalszego losu księdza Faujas... Tymczasem wszakże polecił mu, by trzymał się na uboczu, żeby nie budzić zazdrości...
Ruszyli z miejsca i drobnemi krokami zawrócili w ulicę de la Banne. Po chwilowem milczeniu ksiądz Bourrette odpowiedział:
— Jestem zdziwiony tem, co mi pan mówisz... Faujas jest człowiekiem skromnym i uprawia z przekonania chrześciańską pokorę... W służbie przy kościele, podejmuje się czynności, niechętnie spełnianych przez kolegów... Prędzej nazwałbym go świętym aniżeli mądrym... U biskupa prawie go nie widać... raz jeden spotkałem go tam i to na chwilę... Od przyjazdu źle jest widziany przez księdza Fenil, względem którego postąpił niezręcznie... A tłomaczyłem mu wyraźnie, iż powinien się starać o jego względy, bo nasz wielki wikaryusz jest prawą ręką biskupa i nic nigdy nie wskóra, jeżeli nie zdobędzie sobie łask księdza Fenil... Otóż poczciwy ten Faujas nie zrozumiał mnie..