Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/124

Ta strona została przepisana.

doczną intencją poruszyła z miejsca swoich gości, pragnąc zwrócić ich uwagę na księdza Faujas. Skierowała się teraz do stolika, przy którym ujrzała swego męża, grającego w karty z miną poważnego dyplomaty. Gdy szepnęła mu coś do ucha, w pierwszej chwili ujawniło się na jego twarzy lekkie zniecierpliwienie, lecz dalsze słowa żony podziałały na niego wręcz przeciwnie, bo z zadowoleniem rzekł spiesznie:
— Dobrze, dobrze, zaraz idę...
I przeprosiwszy swoich partnerów, poszedł się zapoznać i przywitać z księdzem Faujas. Rougon mógł mieć lat siedemdziesiąt, był tłusty, blady i poruszał się uroczyście jak w jego mniemaniu na milionera przystało. Powszechnie zachwycano się w Plassans pięknością jego siwej głowy i milczącej twarzy męża stanu. Zamieniwszy kilka uprzejmych zdań z księdzem i uścisnąwszy mu dłonie, powrócił do stolika i siadł na zajmowanem poprzednio miejscu. Felicya zaś już przed chwilą wróciła do gości zebranych w salonie.
Pozostawiony sam sobie przez gospodarzy domu, ksiądz Faujas zachowywał się ze swobodą człowieka, przywykłego do bywania w świecie. Czas jakiś stał, patrząc na grających w karty, chociaż w rzeczywistości rozglądał się po meblach, dywanach i ścianach. Pokój, w którym się znajdował wybity był skórą naturalnego koloru a dokoła wzdłuż murów stały szafy z gruszkowego, czarnego drzewa, zdobne mosiężnemi list-