Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/125

Ta strona została przepisana.

wami i pełne pięknie oprawionych książek. Pokój ten wyglądał na gabinet wysokiego urzędnika sądowego. Chcąc zapoznać się zresztą mieszkania, ksiądz Faujas przeszedł napo wrót do salonu. Był on cały wybity zieloną jedwabną materyą, przymocowaną do ścian złoconemi sztukateryami, miał wygląd bogaty, poważny, lecz zarazem krzyczący, w rodzaju zbytkownych restauracyjnych jadalni. Po drugiej stronie wielkiego, zielonego salonu, znajdował się buduar pani Felicyi, w którym przyjmowała dzienne wizyty. Tutaj, ściany i meble pokrywała jasno-żółta, jedwabna materya a na rozlicznych i wszelkiego kształtu kozetkach, krzesełkach i pufach, występowały haftowane fijołkowe, wielkie kwiaty.
Ksiądz Faujas usiadł przed kominkiem w wielkim fotelu i wyciągnął nogi przed ogniem. Obrał to miejsce, albowiem prawie niewidzialny dla innych, mógł ztąd patrzeć na osoby zebrane w salonie. Zaczął więc rozmyślać nad uprzejmem przyjęciem, jakiego doznał ze strony pani Rougon i nie rozumiał go dobrze. Po chwili, usłyszał tuż za sobą męzkie głosy. Przymknął nieco powieki i słuchał w postawie człowieka drzemiącego skutkiem zbytecznego gorąca, buchającego od płonącego ognia.
— Tylko raz jeden byłem wtedy u nich... mieszkali na tejże ulicy de la Banne, ale w innym domu i nie tak bogato... Ty byłeś podówczas w Paryżu i nie miałeś sposobności widzenia sławnego