Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/138

Ta strona została przepisana.

— Widziałem także pana de Bourdeu. Znajduję, że wychudł od czasu, gdy margrabia de Lagrifoul został wybrany na deputowanego. Można o nim powiedzieć, że ładnie się urządził, nie ma co mówić. Z przekonań orleanista przyczaił się tylko i przemknął do obozu legitymistów, przypuszczając, że w nagrodę obiorą go deputowanym... to go minęło i na długo musi się pożegnać z myślą pozyskania znaczniejszego stanowiska... W każdym razie nie tai obecnie swego rozgoryczenia i niestworzone rzeczy wygaduje na margrabiego de Lagrifoul, nazywa go głupcem, osłem a wszystko to ma dowieść jak dalece nie poznano się na nim, na panu de Bourdeu, byłym prefekcie, człowieku obeznanym z polityką, głowie nielada...
— Jest to pyszałek i najnudniejszy z doktrynarów! — rzucił pan de Condamin, ruszając ramionami. — Znieść nie mogę jego widoku. Wiecznie opięty w czarny tużurek, z kapeluszem uczonego, chciałby Francyę zmienić w Sorbonę, gdzieby na każdym kroku adwokaci i dyplomaci prawili mowy i wykłady naukowe, nie zważając na nudę, na śmiertelną nudę, któraby wówczas zawisła nad krajem. Ale dajmy temu pokój!... Czy wiesz, Wilhelmie, że wiem coś o twoich ostatnich pohulankach?...
— O moich pohulankach?... Cóż to być może?...
— Nie zapieraj się, kochanku, wiem z najpewniejszego źródła, bo od rodzonego twojego ojca! Biedne człowieczysko boleje nad swoim synk iem