Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

Powiada, że ogrywasz się w karty, siadujesz nocami w klubie... no i gdzieś jeszcze... Czy naprawdę odkryłeś jakiś szynk na przedmieściu, z tyłu za więziennym gmachem i że tam brewerye urządzasz po nocach z bandą łobuzów najgorszego kalibru? Opowiadano mi nawet...
Tu pan de Condamin, widząc dwie panie rozmawiające z sobą niedaleko miejsca, w którem siedział, zniżył głos i szeptem do ucha dopowiedział Wilhelmowi resztę a ten, śmiejąc się, kiwał głową na znak potwierdzenia. Następnie sam się pochylił do ucha pana de Condamin, dając bliższe szczegóły. Śmieli się obadwaj, oczy się im iskrzyły i długo szeptali pomiędzy sobą o zaszłych w szynku okolicznościach, trudnych do powtórzenia głośno, zwłaszcza w obecności kobiet.
Ksiądz Faujas siedział w dalszym ciągu w wygodnym fotelu, który sobie obrał przed kominkiem. Nie słuchał wszakże rozmowy swoich sąsiadów, pilnie natomiast przyglądał się panu Delangre, bawiącemu damy z wielkiem ożywieniem w zielonym salonie. Tak dalece pogrążył się i wpatrzył w pana Delangre, iż nie zauważył księdza Bourette przywołującego go z daleka kiwaniem ręki. Widząc bezskuteczność tego rodzaju wezwania, ksiądz Bourette zbliżył się ujął go za rękę, wyprowadzając do pokoju, gdzie mężczyźni grali w karty a znazłszy spokojny kącik i przybrawszy minę tajemniczą i strwożoną, szepnął: