— Mój drogi, postępujesz niewłaściwie, i tylko tem można cię uniewinnić, iż jesteś po raz pierwszy u państwa Rougon. Lecz wiedzże na przyszłość, iż powinieneś unikać ludzi, z którymi dziś zaznajomiłeś się i tak długo rozmawiałeś.
Ksiądz Faujas spojrzał na towarzysza i rzekł z zadziwieniem:
— Powinienem unikać tych ludzi?... Dlaczego?
— Bo te osoby są źle widziane... Nie chcę ich sądzić, nie chcę o nich wyrokować, nie chcę nikogo obgadywać... Wprost tylko przez życzliwość, jaką mam dla ciebie, ostrzegam: miej się na baczności i nie zadawaj się z osobami, o których nie wiesz czegoś stanowczego...
To rzekłszy, chciał się oddalić, lecz ksiądz Faujas powstrzymał go pytaniem, zadanem z wielką żywością:
— Jestem zaniepokojony... Cóż to takiego?... Kochany księże Bourette, zechciej mnie objaśnić... Zdaje mi się, że możesz to uczynić, nikogo nie obmawiając.
— Powiem ci więc, że Wilhelm Porquier postępuje w sposób gorszący... zatruwa życie czcigodnemu swojemu ojcu... bo szerzy jaknajmarniejsze zasady i daje wstrętny przykład naszej uczciwej młodzieży w Plassans... W Paryżu narobił długów, tutaj miasto całe trzęsie się opowiadaniami o codziennych jego wybrykach... Co zaś do pana de Condamin...
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/140
Ta strona została skorygowana.