sków. Pani Rougon zaniechała dalszej rozmowy przy oknie i pośpieszywszy ku śpiewaczce, dziękowała jej z wielkiem przejęciem, winszując rozwijającego się wciąż talentu. Następnie pani Felicya stanęła w pośrodku salonu, podając rękę osobom, które ją żegnały, uważając, iż pora już wracać do siebie. Była teraz godzina jedenasta. Ksiądz Faujas zauważył z niezadowolnieniem, iż ksiądz Bourette, z którym miał razem opuścić salon, wymknął się cichaczem podczas improwizowanego koncertu. Uważał, iż nie powinien ztąd wychodzić sam, albowiem zaraz nazajutrz opowiadanoby w całem mieście, że został sromotnie wyrzucony z mieszkania państwa Rougon. Cofnął się więc ku framudze okna i patrzał uważnie do kogo zdoła się przyłączyć, opuszczając salon.
Coraz więcej ubywało osób a on nie znajdował nikogo. Wtem, pomiędzy kilku pozostałemi paniami, poznał panią Mouret. Wydała mu się młodszą i ładniejszą, skutkiem staranniejszego ubrania i lekko podfryzowanych włosów. Zadziwił się, iż dopiero teraz ją spostrzega. Ale Marta siadała zwykle w najciaśniejszym kąciku, była milcząca a twarz jej oraz oczy świadczyły, że nie przyjmuje udziału w ogólnej rozmowie i zabawie. Ręce jej, zwykle szyciem zajęte, dziwić się zdawały, iż spoczywają spokojnie na kolanach w zupełnej bezczynności. Podczas gdy się jej ksiądz Faujas przypatrywał, Marta wstała, by pożegnać się z matką.
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/148
Ta strona została skorygowana.