Poczekawszy, by skończono się żegnać, Marta zbliżyła się do matki i pocałowawszy ją, szła już ku drzwiom, gdy Felicya przywołała córkę i wyszukawszy w cieniu stojącego księdza Faujas, rzekła do niego, nie poruszywszy się z miejsca:
— Czy można pana o coś prosić?...
Ksiądz skłonił się uprzejmie a Felicya mówiła w dalszym ciągu:
— Ponieważ pan mieszka w domu mojego zięcia, pragnęłabym, aby pan zechciał odprowadzić moją córkę. Przypuszczam, że to nie sprawi panu zbytecznego kłopotu a ja będę spokojniejsza, albowiem idzie się tam kawałkiem nieoświetlonej ulicy, nieprzyjemnej wieczorem dla kobiety, idącej bez męzkiej opieki.
Marta poczęła się wymawiać, zapewniając matkę, że się nie lęka rozbojów, lecz Felicya, całując córkę, prosiła, by skorzystała z uprzejmości księdza Faujas, albowiem nie nadłoży dla niej drogi a ją upewni o bezpiecznem przedostaniu się Marty do domu. Pożegnawszy się, wyszli więc razem a Felicya, która ich odprowadziła aż do schodów, szepnęła do ucha księdzu:
— Proszę pamiętać o tem co mówiłam... Staraj się pan podobać kobietom, jeżeli chcesz zawładnąć naszem Plassans.