Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

cia tej rozrywki, Mouret uległ życzeniu gościa, mówiąc:
— Jeżeli ma to sprawić przyjemność pani Faujas, to i owszem... lecz nie chciałbym się narzucać...
— Nie ma o tem mowy... moja matka wybornie gra w pikietę i siądzie z panem do partyi z największą przyjemnością...
— Tak, tak, z największą przyjemnością, odezwała się po raz pierwszy pani Faujas. Tylko musimy się przesiąść...
— Nic łatwiejszego, zawołał Mouret wielce uradowany. Zmieni pani miejsce ze swoim synem, który usiądzie koło mojej żony a pani zajmie jego krzesło tuż blizko mnie... Oto tak... wybornie...
Ksiądz, dotychczas siedzący zdaleka od Marty, znalazł się teraz obok niej, na końcu stołu w miejscu prawie na uboczu. Oktawiusz i Sergiusz poszli już na górę do swego pokoju a Dezyderya drzemała, oparłszy głowę na rękach założonych na stole. Biła na zegarze dziesiąta, gdy Mouret, przegrawszy pierwszą partyę, zażądał dla siebie prawa odwetu. Pani Faujas spojrzała na syna, a zamieniwszy z nim spojrzenie, zaczęła spokojnie, przetasowywać karty. Marta była małomówna, niewiele więc i dziś rozmawiała z gościem, który od czasu do czasu stawiał jej pytania dotyczące się kwestyj gospodarskich, ceny produktów w Plassans, wychowania dzieci i kłopotów, jakie się ma posia-