kilkanaście lat ubiegło mi szybko, spokojnie... nauczyłam się wówczas cenić dom, to jest ognisko domowe, które wraz z dziećmi stanowi całe moje szczęście.
Ksiądz Faujas wierzył jej, że mówiła prawdę utrzymując, że jest zupełnie szczęśliwą, wszakże odczuwał w mej pewne rozgoryczenie, gdy o tem wspominała. Musiała ona przejść niemało walk z własną swoją naturą, która uspokoiła się dopiero teraz, pewnie nie tak dawno, dopiero około czterdziestego roku życia tej kobiety. Ksiądz Faujas odtwarzał w myśli dramatyczne okoliczności życia Marty. Zbyt wielka istniała różnica charakteru i usposobień pomiędzy nią a jej mężem, by można przypuścić, iżby mogła z nim być kiedykolwiek szczęśliwą. Drażnić się musieli wzajemnie skutkiem odmienności temperamentów a bękardzka mięszanina krwi, płynącej w żyłach Moureta, na pewno niejednokrotnie musiała być powodem przymówek i przykrych nieporozumień pomiędzy małżonkami, będącymi z sobą równocześnie blizkimi krewnymi. Spokojne życie wspominane przez Martę, gdy mówiła o piętnastoletnim swym pobycie w Marsylii, spotęgowało się jeszcze w Plassans, gdzie zakres jej działalności zacieśnił się, zasklepiając w domu, który nabyli za uzbierane w handlu pieniądze. Wszak życie jej teraźniejsze było nieprzerwaną drzemką. Latami byli jeszcze młodzi, lecz w rzeczywistości państwo Mouret wiedli życie starych emerytów
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/169
Ta strona została skorygowana.