i miłosiernem sercu, chcącą poświęcić się całkowicie urzeczywistnieniu szlachetnego tego projektu. Kobiet podobnych jest mało, niezmiernie mało, przytem niekażda z nich posiada nieodzowną ku temu wytrwałość lub możność.
Marta spuściła oczy a po chwili, podniósłszy je, spojrzała na główkę uśpionej na stole Dezyderyi. Powieki jej nabrzmiały łzami, lecz po chwili, opanowawszy wzruszenie, zaczęła się wypytywać, jak należało postąpić, by praktycznie postawić kwestyę założenia ochronki w Plassans. W kilka dni później, wiedząc już szczegółowo program, oraz przypuszczalne koszta zapytała się księdza Faujas:
— Chcę się tem zająć, lecz pod warunkiem, że będzie pan kierował mojemi krokami, że mi w całej sprawie będzie pomagał. Czy mogę na to liczyć?...
Ksiądz Faujas ujął ją poważnie za obydwie dłonie i rzekł zniżonym głosem: iż jest ona kobietą wyjątkową, o duszy tak szlachetnej i czystej, jak dotychczas nie zdarzyło mu się spotkać. Przyrzekł jej swą pomoc we wszystkiem, zastrzegając wszakże, iż sprawa od niej całkowicie zależy, albowiem on osobiście niewiele uczynić zdoła. Jej więc należy zająć się zebraniem komitetu złożonego z dam najbardziej wpływowych, ona powinna zbierać potrzebne pieniądze za pomocą składek. Pod tym tylko warunkiem rzecz może się powieść, chociaż zwalczać jej przyjdzie wiele przeszkód
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/179
Ta strona została skorygowana.