Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/186

Ta strona została przepisana.

mił ksiądz Faujas. Budowa dom u kosztowałaby wiele. Lepiej było kupić już istniejący i przerobić stosownie do potrzeby. Wskazał nawet dom, niegdyś zbudowany na pomieszczenie pensyi żeńskiej, dziś zamkniętej, skutkiem czego dom był tymczasowo zajęty na skład siana, czekając nabywcy. Pan Lieutand najmocniej był przekonany, iż będzie można nabyć ów budynek tanio a przeróbkę podejmował się uskutecznić w najkorzystniejszych warunkach, nieprzenoszących paru tysięcy franków. Obiecywał zająć się tem z całą starannością a w miarę jak mówił, kreślił laską na kościelnej posadzce plan przyszłej ochronki, z ładną fasadą i bramą, z podwórzem, zasadzonem drzewami, kładąc nacisk na to, iż sale będą obszerne i jasne. Rozmowa się ożywiała, mówiono coraz głośniej, nie zważając na rozlegające się echo pod wyniosłem sklepieniem kościoła.
— Więc rzecz ułożona — rzekła Marta — żegnając pana Lieutand, z łaski pana będziemy mogli mieć budynek tanio a tymczasem pan zechce się zająć ułożeniem kosztorysu?... Prosimy zarazem o dochowanie nam tajemnicy... nie trzeba, aby o tem mówiono przedwcześnie...
Ksiądz Faujas odprowadził ją do bocznych drzwi kościoła. Przechodząc obok wielkiego ołtarza, Marta, mówiąca coś w dalszym ciągu z wielkiem ożywieniem, zadziwiła się nagłem zniknięciem księdza Faujas. Obejrzała się, szukając go oczyma i zobaczyła go zgiętego we dwoje przed