liwą... No, i pewną jestem, że zdołamy przezwyciężyć wszystkie trudności...
Nie chciała słyszeć o pomysłach Marty, pragnącej rzecz całą poprowadzić jak najmniejszym kosztem. Utrzymywała, iż pieniędzy znajdzie się więcej, aniżeli będzie potrzeba. Chciała, by ochronka była we wspaniałym gmachu, przynoszącym zaszczyt komitetowi. Wreszcie wyznała, śmiejąc się, iż liczyć nie umie, iż dodawanie cyfr nudzi ją, więc ten dział pozestawia innym damom, biorąc na siebie zawiązywanie potrzebnych stosunków, przeprowadzanie i załatwianie trudności, mogących wyniknąć. Szczegóły mało ją obchodzą, lubi bowiem widzieć plan ogólny i takowy zdolną jest stworzyć w danym wypadku. Przypuszcza, iż tego właśnie spodziewała się po niej Marta, nieprzyzwyczajona do samodzielności. Wyręczy ją więc wybornie. Po kwadransie rozmowy, pani de Condamin uważała założenie ochronki w Plassans za własny swój pomysł i dawała wskazówki Marcie, jak powinna nadal postępować. Ta chciała się właśnie pożegnać z uprzejmą i ładną gospodynią domu, gdy wszedł do buduaru pan de Condamin. Marta się zmięszała, nie śmiejąc wspomnieć o projekcie ochronki w obecności pana nadzorcy wód i lasów, albowiem wiedziała, iż jego wymieniają pomiędzy osobami skompromitowanemi w wypadkach, zaszłych z owemi nieszczęsnemi dziewczątkami, które sprzedawały się podstarzałym bogaczom w Plassans.
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/189
Ta strona została skorygowana.