żam za poczciwego człowieka... Nasz lokator nazywa się Faujas i przybywa z dyecezyi Besançon. Podobno pogniewał się ze swoim proboszczem i postarał się, by go wysłano gdzieindziej. Prawdopodobnie musi on znać naszego biskupa, bo go mianowano wikaryuszem przy kościele św. Saturnina. Wreszcie są to sprawy poboczne i niemogące mnie interesować. Rzecz główna jest w porządku, bo ksiądz Faujas, nasz przyszły lokator jest gorąco popierany przez naszego księdza Bourette, do którego mam zaufanie.
Marta, nieprzejmująca się słowami męża, miała wyraz smutny, zafrasowany i chociaż wystrzegała się stawiania opozycyi, rzekła:
— Masz najzupełniejszą słuszność, ufając naszemu poczciwemu księdzu Bourette, lecz przypominam sobie, że kiedy przyszedł dla obejrzenia mieszkania na drugiem piętrze, powiedział, że proponowanego przez siebie lokatora nie zna osobiście. Podjął się wynajęcia dla niego mieszkania przez usłużność względem kolegi. Tego rodzaju uprzejmości księża świadczą sobie wzajemnie w razie przenosin z jednej dyecezyi do drugiej. Mojem zdaniem, twoją było rzeczą napisać do Besançon i zaczerpnąć wiadomości o człowieku, którego wprowadzasz pod nasz dach rodzinny.
Mouret zapanował nad gniewem, który w nim rósł przez ciąg słuchania słów Marty, uśmiechnął się tylko z pobłażliwością i odrzekł:
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/19
Ta strona została skorygowana.