Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/193

Ta strona została przepisana.

Marta poszła teraz do pani Delangre i do pani Rastoil. Przyjęły ją grzecznie, lecz znacznie chłodnej, aniżeli pani de Condamin. Obiedwie nastawały na trudności materyalne... założenie ochronki wymagać będzie znacznych kapitałów... zkądże więc wziąć potrzebną ilość pieniędzy?... Dobroczynność mieszkańców Plassans nie dostarczy odpowiednich funduszów.. będzie więc próba nieudana, mogąca ośmieszyć damy, wchodzące w skład komitetu. Marta uspakajała je, przytaczała cyfry, zapewniając, iż nakład będzie stosunkowo niewielki. Zaniechawszy kwestyi cyfr, zacięły pytać z ciekawością, które damy zgodziły się już należeć do komitetu?... Nazwisko pani de Condamin przyjęły obojętnie, milcząco. Dowiedziawszy się zaś, iż pani Rougon wręcz odmówiła, stały się natychmiast gorliwszemi zwolenniczkami projektu.
Pani Delangre przyjmowała Martę w gabinecie swego męża. Była to kobiecinka niewielkiego wzrostu, chuda, blada, potulna, przypominająca typ służącej, upośledzonej srogością losu. O nadmiernem jej wyuzdaniu krążyły cichaczem niezliczone legendy, odnosiło się to bowiem do minionej przeszłości.
— Boże mój... cóż ja innego mogę pani powiedcieć jak tylko, że zgadzam się... Będzie to pożądana szkoła cnoty dla biednych dziewcząt z klasy rzemieślniczej... Niejedna dusza uratowaną zostanie od zguby.. a ileż jest tych dusz godnych