Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/196

Ta strona została przepisana.

śnięta tem niedowierzaniem, wzmogła jeszcze doniosłość zalet i cnót księdza Faujas, zmuszając te panie do przygnania mu zasługi świątobliwości, oraz wyjątkowego przywiązania do matki, z którą pędził życie samotne i ubogie.
Wyszedłszy od pani Rastoil, Marta przeszła ulicę Balande w poprzek, albowiem zaraz naprzeciwko mieszkali państwo Paloque. Była już teraz godzina siódma, wiedziała zatem, iż spóźni się z powrotem do domu, lecz pragnęła załatwić zamierzone na dziś wizyty, pomimo że Mouret będzie niezadowolniony, czekając z obiadem.
Państwo Paloque mieli właśnie siadać do stołu, gdy do nich przybyła. Stołowy ich pokój był zimny, źle umeblowany, czuć w nim było niedostatek, pomimo silenia się na pewną okazałość. Pani Paloque coprędzej przymknęła podaną już wazę pokrywą i widocznem było, że niechętnie przyjmuje wizytę w porze obiadowej. Ukryła to wszakże, szybko się opanowawszy, rzeczywiście odczuwając głębokie zadowolenie z nadejścia pani Mouret, która nigdy nikogo nie odwiedzała. Wstała więc od stołu i powitała Martę ze zbytnią uniżonością, podczas gdy jej mąż, pan sędzia pokoju, skłoniwszy się zdaleka, usiadł przed pustym talerzem, złożywszy dłonie na obu kolanach. Posłyszawszy zaś o przyczynie odwiedzin Marty — zawołał gorączkowo:
— Czyż warto, aby szanowna pani zajmowała się losem podobnych łajdaczek! O tem jak dalece